sobota, 30 listopada 2013

Czy warto przeczytać „Inferno” Dana Browna?

Dziś kolejna recenzja, tym razem "Inferno" Dana Browna.

            Miłośnicy prozy amerykańskiego pisarza na pewno odpowiedzą-tak. Widzowie „Kodu Leonarda da Vinci” czy „Aniołów i demonów” może też kupią egzemplarz najnowszej powieści sensacyjnej Browna (tym bardziej, że marketing „Inferna” jest bardzo ekspansywny).Czytelnicy bardziej wymagający zaczną lekturę i prawdopodobnie już po kilkudziesięciu stronach bedą się zastanawiać czy przypadkiem Dan Brown nie powtarza utartych w kulturze  schematów- Dobry ucieka przed Złymi, ale wiadomo, że główny bohater (tu: podobnie jak we wcześniejszych książkach Robert Langdon- historyk sztuki) nie może zginąć, Dobro ostatecznie musi zwyciężyć a Źli mogą okazać się obrońcami wyższych wartości (tu: najwyższych, ponieważ sprawa dotyczy wirusów wektorowych, które mogą zniszczyć płodność mieszkańców naszej planety). Skądinąd problematyka przeludnienia w krajach afrykańskich i azjatyckich oraz wszelkie jej implikacje (głód, choroby, umieralność dzieci, brak życiowych perspektyw) mogą zainteresować wrażliwego czytelnika. Transhumanizm, którego wyznawcą jest tajemniczy Bertrand Zobrist, to może nie do końca idea nowa (naturalnie pojawiają się w trakcie lektury skojarzenia z Nietzscheańskim nadczłowiekiem, cywilizacją panów i niewolników), ale nośna, szczególnie wśród społeczeństwa amerykańskiego ogarniętego lękiem przed potencjalną zagładą cywilizacji. Dla czytelników, których nie stać na podróże do miast bogatych w zabytki i cenne dzieła sztuki, „Inferno” to nie lada gratka. Wraz z Robertem Langdonem podziwiamy największe arcydzieła Florencji, Wenecji i Stambułu a kodem łączącym kolejne etapy poszukiwań są frazy z „Piekła” Dantego, którymi posłużył się szalony naukowiec a jednocześnie miłośnik „Boskiej komedii”- Zobrist. Opisy dzieł sztuki czy architektury są na pewno zweryfikowane przez fachowców ( Dan Brown z wykształcenia jest literaturoznawcą) i dzięki nim można odbyć wirtualną wędrówkę  po miejscach  takich jak Brama Rzymska, Palazzo Vecchio we Florencji, Pałac Dożów w Wenecji czy Hagia Sophia w Stambule. W pewnym sensie powieść Browna może być reklamą atrakcji turystycznych miast, po których, dosłownie, biegają bohaterowie. Ach, gdyby tak amerykański pisarz przyjechał do Polski.
„Inferno” Dana Browna czyta się dobrze, choć to prawie 600 stron. Jeśli przyjmiemy, że nie tylko rozwój akcji jest ważny (razi schematyzm fabuły), ale to, co między wydarzeniami, przeczytać warto.

Oprac.: mgr Joanna Kania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz